Thursday 23 January 2014

W31 Chustowanie

Dziś miałam dzień na nie od rana. Obudziłam się głodna i zdenerwowana i ogólnie w nastroju do płaczu. Siadłam i płakałam więc, cholerne hormony ciążowe. No cóż, nie ma na nie rady, i tak nie odzywają się za często, więc nie mam co narzekać. Towarzysz Mąż, z racji ferii i bycia w domu, usiłował mnie z tych ciążowych dołów wyciągać. Sugerował terapię zakupową, jedzenie, ćwiczenia, i ogólnie robił wszystko żebym przestała się rozklejać. Nic nie działało aż do momentu kiedy wyciągnął dostaną parę dni temu millusiną chustę do kangurowania i stwierdził że będziemy się uczyć. Wylazłam więc z łóżka i stwierdziłam że ok, kiedyś trzeba.

Jeśli chodzi o chustę i chustonoszenie nastawiona byłam na nie jeszcze przed ciążą. Odkąd jestem w ciąży też słyszę tylko dobre opinie na jej temat, a Ci, u których się nie sprawdziły, nie stosowali jej od samego początku i potem dzieciaczki jakoś nie chciały z niej korzystać. W sieci jest mnóstwo informacji o zaletach chustowania, więc rozpisywać się nie będę. Mnie sprawa przekonuje.

Więc do dzieła! Obejrzeliśmy parę youtubowych filmików instruktażowych i próbowaliśmy. I Towarzysz Mąż i ja. Na szczęście Towarzysz Mąż nie jest z tych Towarzyszów Mężów uważających że chustowanie jest niemęskie i tego robić nie będzie (a ponoć są i tacy). Wychodziło nam raz lepiej raz gorzej. Pierwsze wrażenia? Trudne to! Skomplikowane! Ale za czwartym razem już było łatwiej. A podejrzewam że przed umieszczeniem w niej Towarzyszki Córki potrenujemy jeszcze więcej.

A Wy, macie jakieś doświadczenia z chustowaniem?

A oto jak nam szło:

  
Pierombol, długie to!


Wszyta metka pokazuje gdzie jest środek


Składamy na pół wzdłuż. To nie takie proste przez to, że ustrojstwo takie długie.


Dziurą do góry (w sensie żeby taka kieszonka się zrobiła) i z metką na przedzie (czy Wam też gra w głowie piosenka Kazika?) owijamy chustę na brzuchu i krzyżujemy na ramionach


 I jak już skrzyżujemy to te dwa zwisające dyndadła wkładamy między nasz brzuch a naszą kieszonkę


Tak o. Ważne żeby otwory (w sensie ta strona do której składaliśmy) była od naszej wewnętrznej strony. Na tym zdjęciu to ładnie widać bo oczywiście super prosto nie złożyłam, ale co tam.


Po podjęciu decyzji z której strony (prawej czy lewej) dziecię chcemy przekładamy tą stroną na spodzie i wiążemy na plecach. Voila!


Kładziemy dziecię po przeciwnej stronie niż ta w którą chcemy je wpakować (w moim przypadku chcę je wpakować w prawą, więc kładę na lewą) i zaczynamy od nóżek, które mają się ułożyć w pozycji żabki. W ramach dziecięcia na które musimy jeszcze trochę poczekać zastosowaliśmy najbardziej dzieciopodobny zamiennik jaki udało nam się znaleźć w domu. Nóżki pakujemy do kieszonki która nam powstała po dowolnie wybranej stronie.


Pozostałymi dwiema kieszonkami (w moim przypadku lewą i nabrzuszną, w innych przypadkach może być też prawa i nabrzuszna, pod warunkiem że dziecię jest po stronie lewej) otulamy pozostałości dziecięcia i to już naprawdę koniec.


 Oko jej wystaje!


A tak planuję ciągle blogować kiedy Milly będzie już z nami. Wygląda obiecująco!

Już nie płaczące i czujące się znacznie lepiej,
z&m



9 comments:

  1. Chusta to strzal w dziesiatke!!!!bardzo zaluje, ze dla Tyma nie mialam.dla Oli mialam, nosilam, glownie w tym ukladzie, ktory prezentujesz.najbardziej mi odpowiadal.Ola uwielbiala.odkurzalam z nia wiec, biegalam do sklepu i duuuuuzo spacerowalam.Ola nie musiala byc naubierana w ta ciezka zime, czula sie bezpiecznie i ciagle spala:)i zero jakichkolwiek problemow z bioderkami dzieki temu!to rewelacja moim zdaniem!i dojsc do wprawy mozna w miare szybko.niestety mis to nie dzidzius, poczatkowe wkladanie nie nalezy do bezstresowych:) popieram Was w 100%!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Oj, wiem że bezstresowo nie będzie, ale chyba warto się pomęczyć sądząc po Twoim komentarzu :) A że dzidziuś to nie miś to wiem, myślę że misiowi nie włożyłabym dwóch nóg w jedną nogawkę, jak niestety zdarzyło mi się w przypadku dzidziusia, a Ty coś o tym wiesz ;)))))

      Delete
    2. Haha, tak bylo:)jak to mowia, pierwsze koty za ploty:)teraz bedzie juz tylko lepiej:)

      Delete
  2. A ty kwitniesz!i wiesz co?...widzc brzuszek!!!!!!!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dziękuję! A że brzuszek widać to wiem... Codziennie odkrywam coś nowego w szafie w co się już nie mieszczę... No ale to prawie ósmy miesiąc, ma prawo być widać :D

      Delete
  3. Chyba też się przekonam do chusty. Słyszę jak bardzo jest to wygodne. Mnie by chyba tylko przeszkadzało, że tam z tyłu coś wisi, a tego nie lubię.
    Wyglądasz pięknie! Kwitnąco, i żadnych szalejących hormonów nie widać po minie;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie musi Ci wisieć z tyłu, można zawiązać też z przodu (ale biorąc pod uwagę że, mam nadzieję chwilowo, obwód mojego brzucha ma metr, chusty mi nie starczyło. Po porodzie łudzę się że uda mi się też wiązać z przodu :)

      Dziękuję za komplement, czuję się zdecydowanie nie kwitnąco w ciąży (ale może jeszcze się poczuję?), a mina już dobra, bo humor się poprawił po tym całej nauce chustowania :)

      Delete
  4. Pięknie wyglądasz, bardzo promiennie:) a my nie mieliśmy chusty, a trochę żałuję, bo jakby się doszło do wprawy, to pewnie wiele by nam ułatwiła:))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bardzo dziękuję za komplement! Jak się nie czuję to przynajmniej wyglądam - fajnie! Zobaczymy jak nam z tą chustą pójdzie, ale nastawiam się optymistycznie :)

      Delete