Tuesday 18 March 2014

W38 Moje ciążowe hity: JEDZENIE


Koniec ciąży, czas podsumowań.

Pomyślałam że podzielę się z Wami różnymi moimi ciążowymi hitami - kulinarnymi, garderobianymi, gadżetowymi i tym podobnymi. Co myślicie o takiej mini-serii? Ciekawa, czy olać zanim się rozpiszę na dobre?

Jak pisałam tutaj, zachcianek ciążowych jakichś wybitnych nie miałam. Miewałam większe przed ciążą, jeśli mam być szczera. Ale nie mniej jednak jakieś tam produkty podczas ciąży gościły tudzież goszczą u mnie w brzuszku częściej niż zwykle. Tak więc, poznajcie nasze jedzeniowe hity:

1. Jogurt mrożony

(zdjęcie stąd)

Jedna z bardzo nielicznych rzeczy które Milly tolerowała na samym początku ciąży. Na szczęście w Stanach, gdzie spędziliśmy połowę pierwszego trymestru, mrożonego jogurtu Ci było dostatek i mogłyśmy sobie go jeść bez większych ograniczeń. Potem szał mi przeszedł, choć oczywiście ciągle od czasu do czasu się skuszę na kubeczek tudzież nieco większy kubol.

2. Ciepła woda z miodem i cytryną

 (zdjęcie stąd)

Nie wiem czy to zwiększone jesienne zapotrzebowanie na witaminę C czy fakt że wróciłam do Polski na jesieni na początku drugiego trymestru i na dzień dobry dostałam od rodziców ogromny słoik miodu który jakoś trzeba było wykorzystać. Może kombinacja wszystkiego, ale ulubiłam sobie to połączenie jako mój napój przedśniadaniowy - z którym wracałam do łóżka, kokosiłam się jeszcze trochę z książką i wstawałam dopiero po półgodzinie na śniadanie z prawdziwego znaczenia. Pewnego dnia cytryna zaczęła (tudzież miód zaczął) powodować zgagę i musiałam napój odpuścić, ale ostatnio do niego wróciłam - choć cholerna zgaga nie odpuszcza i od czasu do czasu daje mi wciąż popalić po takiej kombinacji.

3. Chipsy z jarmużu

  (zdjęcie stąd)

Też już o nich było. Nie wiem czy to ciążowa zachcianka, bo odkryłam je będąc już w ciąży i od tamtej pory robię w miarę regularnie. Przepis mam od J. (stąd, a tu ulepszony, ale jeszcze go nie wypróbowałam), a po raz pierwszy zrealizowała go ze mną ukochana A.B.-B. i przepadłam. Pyyycha! I mówię to ja, nielubiąca chipsów. Te są świetne i w ogóle się nie nudzą.

4. Lody waniliowe Carte D'Or

(zdjęcie stąd)

Nie do zastąpienia przez żadne inne. Od kiedy odkryłam że pomagają na zgagę (chwilowo, ale zawsze) zapadłam na manię mienia ich w zamrażarce. Ciągle uważam że to najlepsze lody waniliowe na rynku. I w ogóle w ciąży trochę więcej jadłam lodów niż jem bez ciąży, bo nie jestem lodomaniaczką.

5. Pasta z jajek

(zdjęcie - i przepis - stąd)

Smak z przedszkola odkopany przez moją mamę. Uwielbiam! Towarzysz Mąż zresztą też i odkąd jestem w ciąży gości u nas nader często. Najlepsza ze świeżym chlebkiem królewskim.

6. Pączki

 (zdjęcie stąd)

Mimo tłustoczwartkowych przygód (o nich tu) podczas ciąży moja średnia ilość pączków zjadanych rocznie (5?) zdecydowanie wzrosła. Nie wiem co w sobie mają, ale mimo tego że są zgago- i wymiotogenne nie mogę się im oprzeć (choć jakichś szalonych ilości też nie zjadam, nie myślcie sobie. Niemniej jednak przez cały czas trwania ciąży moją roczną średnią pączkową mogłam spokojnie potroić).

7. Mango


 (zdjęcie stąd)

Moja absolutna miłość końcówki ciąży. Od jakichś 2 miesięcy nie mogę się uwolnić od tego owocu i nigdy mi się nie nudzi. Uwielbiam, absolutnie uwielbiam! Jem parę sztuk w tygodniu w ramach równoważenia Towarzyszowo-Mężowych wydatków na piwo którego siłą rzeczy nie pijam. Zastanawiał mnie ten mangowy fenomen do tego stopnia że wygooglałam co ten owoc takiego ma, czego nie mają inne, i czemu ciągle mam na niego ochotę. Dowiedziałam się że to owoc ludzi osłabionych, z mnóstwem witamin, minerałów i innych dobroci. Mój organizm może jest lekko osłabiony ciążą (nie ma co ukrywać, przy rzyganiu przez praktycznie cały pierwszy i trzeci trymestr) więc może i stąd takie mangochciejstwo.

A jak jest/było u Was z jedzeniem w ciąży?
Zmieniły się smaki?
Znalazło się coś niepsodziewanego w Waszym jadłospisie?

Pozdrawiamy,
z&m

15 comments:

  1. ja w ciąży non stop coś piekłam, jakies serniki, tarty i inne takie. zdecydowanie bylo bardzo słodko. czekoladkom tez sie nie moglam oprzec, choc usilowalam oszukac Kropkę bakaliami i owocami :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Hahha, ja na początku ciąży na słodycze nie mogłam patrzeć (chyba pierwszy raz w życiu), a potem mi przeszło :p ale owoców jem zdecydowanie więcej niż przed ciażą, więc zawsze coś :)

      Delete
  2. U mnie numerem jeden były pomarańcze. W pierwszym trymestrze soki, ktore pomagały na nudności i cola, może i nie zdrowa ale szalenie mi pomagała i smakowala. Na jesień były kilogramy pomarańczy, mandarynek. I jeszcze jedno :) Pod koniec ciąży nie mogłam sie oprzeć zupie mlecznej - mleko z makaronem! A i w trzecim trymestrze zdecydowanie wzrosl apetyt na slodkie, stad taka waga na finiszu ;P I to by było na tyle zachcianek. A miłości do pączków również nie podzielam, chyba że w tłusty czwartek ;-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja coli i innych tego typu napojów na szczęście nie lubię, ani w ciąży ani bez, więc obeszło się bez tego problemu. Pomarańcze jadam, ale nie namiętnie, bo niestety są megazgagowe w moim przypadku, a nie będę na własne życzenie sobie jeszcze dokładać :p Z tą zupą mleczną to niezłe :)))) U mnie nie jest aż tak ekstremalnie, ale muszę powiedzieć że jak przed ciążą wypicie szklanki mleka wydawało mi się najobrzydliwszą rzeczą na świecie tak w ciąży zmieniłam zdanie :p

      Delete
  3. U mnie hity z satelity to przede wszystkim ogórki kiszone i kapusta kiszona - niezmiennie od początku ;) w I trymestrze miałam jeszcze fazę na ananasa, świeży, puszkowany i soki wszelakie były grane. Teraz mi trochę przeszło :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Mnie na kwaśne faza kompletnie ominęła, ale myślę że to też ma związek z wymiotami i zgagą. A ananas dobra rzecz :D Dla mnie ogólnie soczyste owoce (typu mango :ppp ale też ananas i melon na przykład) to zdecydowanie hit ciąży, czego nie można powiedzieć o jabłkach na przykład :)

      Delete
  4. Za pierwszym razem pomarancze, ogorki maloslone i generalnie dobrze przyprawione potrawy. Za drugim, przez pierwsze 3 miesiace shake waniliowy z mc -lagodzil bosko mdlosci. A potem moze zachcianek nie bylo, troche wiecej slodkiego jadlam (co tez bylo widac:)),ale nie moglam patrzec na mieso.moglo nie istniec dla mnie:)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Oj tam było widać, nie przesadzaj! Wcale nie. Z mięsem mam tak samo, też mogłoby dla mnie nie istnieć, ale to i bez ciąży tak mam:) I naprawdę pierwszy raz w życiu odrzucała mnie czekolada :pppp

      Delete
  5. Na początku miałam trudności z jedzeniem czegokolwiek, potem nastał czas na kwaśne. Mogłam zjeść cytrynkę pokrojoną w plasterki itp.
    Był też szał na ogóreczki kiszone, śledziki, kapusta mniami :D
    Na szczęście zupełnie nie miałam ochoty na słodycze :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja też na początku nic nie jadłam :/ Faza na kwaśne, jak już pisałam, kompletnie mnie ominęła. Z tymi słodyczami to niezła z Ciebie szczęściara - ja na początku też nie miałam na nie kompletnie ochoty, ale w drugim trymestrze dzień bez czegoś słodkiego był dniem straconym :/

      Delete
  6. Ja przez pierwszą połowę ciąży zjadałam kilogramami mandarynki, a teraz z kolei faza na mandarynki mi całkiem przeszła i przerzuciłam się na jabłka. 4-5 sztuk dziennie to standard. Może dlatego nie wiem, co to znaczy mieć zatwardzenie w ciąży ;))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Oł-łał! Problem mi też nieznany, mimo braku jabłek:))) Ale może mango ma podobny efekt? :>

      Delete
    2. Zachcianki. Mniam. Ja choc nie w ciazy to mam ostatnio na napoleonki!!! Buziaki Zuziu!!!! Milenko! Wychodź szybko!!! Nie możemy się Ciebie, Słoneczko doczekać!!!!

      Delete
    3. Napoleonki! Tego nie jadłam od stu lat! Mniam!

      No a Milly niech wyłazi w rzeczy samej. Ale jakoś, skubana, nie chce.

      Może czeka aż pogoda się spieprzy (a ma w niedzielę) żebym sobie jeszcze trochę podoładowywała akumulatorki spacerami w słonecznym parku :))))

      Delete
  7. tym jarmużem mnie zaciekawiłaś :) można to dostać w jakimś dyskoncie ?
    ja miałam zajawkę na mandaryny, grejpfruty, kostki lodu ( koniecznie z kranówki) i frytki :) frytki mi do dziś zostały mmmm....

    ReplyDelete