Monday 16 June 2014

M3 Pierwsze wyjście bez dziecka - jak mi poszło?

Jak mi poszło? Ano nie wiem. Chyba mogło lepiej ale mogło też gorzej.

Nigdy nie podejrzewałam się o to, że będę przed wyjściem miała jakieś opory. Co więcej, za każdym razem kiedy wychodził Towarzysz Mąż trochę mu zazdrościłam (wiem, wiem, wyrodna matka). I w końcu przyszła kolej i na mnie - jako że przyjaciółka B. za tydzień wychodzi za mąż, a na jej ślubie nie będzie mogło mnie być, bo od dawna zamówiony mam już inny ślub (tak, tak, zdecydowanie czerwiec to miesiąc imprez wszelkiej maści, głównie weselnych), dlatego nie mogło mnie zabraknąć chociaż na wieczorze panieńskim.
Towarzysz Mąż w pełnej gotowości, mleko od tygodnia sukcesywnie ściągane i zamrażane, wszystko przygotowane na czas taty z córką i bez mamy. Ale w razie 'W' ja i tak pojechałam samochodem na wypadek konieczności natychmiastowego powrotu na CITO do dziecka, które wyjątkowo płacze za mamą (cóż, nie płakało).

Razem z M., siostrą B., przyszłą szwagierką B. - G. i przyjaciółkami B. jeszcze ze studiów D. i A. urządziłyśmy naszej lokalnej patriotce B. śląski wieczór panieński. Ślub też będzie w śląskim klimacie więc wydawało się to idealnym połączeniem. Jako że B. nie jest za bardzo klubowo-taneczna stanęło na mini-plenerze zdjęciowym i domówce-niespodziance w nowym mieszkaniu A.


Chyba nie muszę mówić że było cudownie? Wycieczka na śląski Nikiszowiec gdzie w wianku zrobionym przez świadkową i siostrę w jednym i szarfie zrobionej przeze mnie i Towarzysza Męża nasza B. budziła sensację i strzelałyśmy jej zdjęcia. Pyszne przygotowane przez nas jedzonko, prezentacjo-quiz z odpowiedziami narzeczonego wyświetlanymi na projektorze (B poradziła sobie wspaniale!), dekoracje w śląskich kolorach, sisha (cóż, nie dla mnie) i mojito (cóż, virgin mojito, a swoją drogą o ironio, virgin mojito pite tylko przeze mnie i G., mamę trzy tygodnie starszej od Milly Olci - żeby matki bynajmniej nie virgin musiały pić virgin drinki,o ironio!) i ploty do rana. Coś wspaniałego.

Co było trudne?

- Nie dzwonienie do Towarzysza Męża co pięć minut i pytanie czy wszystko w porządku (facebookowałam co 1,5h, więc i tak poszło nieźle)
- Nie zamartwianie się na zapas czy starczy im jedzenia, Towarzysz Mąż nie zapomni że mnie nie ma i wytłumi mentalnie odgłosy płaczącego dziecka (ale próbowałam! A dziecko pod opieką Towarzysza Męża przeżyło i dziś, w dwa dni po imprezie, ciągle ma się dobrze)
- Niesprowadzanie każdego poruszanego wątku do rozmów o dzieciach a konkretnie o moim dziecku (ale próbowałam, serio!)
- Fakt, że tak się zagadałyśmy że kompletnie zapomniałam że moje cycki tyle nie mogą być bez odciągania i w pewnym momencie do imprezy dołączyły dwie mokre plamy w stosownych miejscach. W duchu dziękowałam sobie że nie jesteśmy w klubie i uberwstydu nie ma, skitrałam się w sypialni A. na 20 minut i odciągnęłam (w przytomności umysłu przed wyjściem z domu jednak wzięłam laktator) jakieś mega dzikie ilości mleka. A. poratowała mnie czystą koszulką i było ok. Ale przy okazji świetna lekcja na wesele pojutrzejsze - bez laktatora ani rusz
- Pogodzenie się z faktem, że nie jestem niezastąpiona i Towarzysz Mąż i Milly oboje słodko wstali kiedy trzeźwa nieprzyzwoicie matka dotarła do domu o wpół do trzeciej.

 A Wy? Pamiętacie swoje pierwsze wyjście bez dziecka?
Ściskam ponownie z m.

PS. A oto mała fotorelacja:



















14 comments:

  1. O znajoma twarz na zdjęciu:)
    O moim pierwszy wyjściu też pisałam niedawno. Było ciężko;) Ale nie aż tak, aby nie zacząć powtarzać tego regularnie. A najłatwiejsze z tego wszystkiego było dla mnie...nie mówić o dziecku:)Pozdrawiam

    http://radoshe.blogspot.com/2014/06/ach-co-to-by-za-weekend.html

    ReplyDelete
    Replies
    1. Niech zgadnę - znajoma twarz należy do A.? :)
      Dzięki za linka, świetny post! odzdrawiam

      Delete
  2. O! Przyszła szwagierka B. - G. to ja z nią do podstawówki chodziłam :D i nawet niedawno spotkałam w parku ;)
    Moje pierwsze wyjście było po ubrania, bo po porodzie nie miałam się absolutnie w co ubrać bo mi zabrali brzuch... ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. O widzisz, świat jest mały! :)
      Ja ubrań w ogóle nie kupowałam praktycznie, ani w ciąży ani po, ale bawełniane koszulki w których latam na co dzień nie bardzo się nadają na wesele :)

      Delete
  3. Taa, pamiętam :) nie było mnie 4h jak Witek miał 4 miesiące. Cycki to mi prawie pękły :D miałam je pod samym nosem :D
    a śląskiego wesela zazdroszczę :D przypomniały mi się czasy jak chodziłam w stroju śląskim z jakiś tam większych świat przeważnie :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Oł łał, w stroju śląskim! Zdjęcia???? :>
      A na pękające cycki laktator świetna rzecz :)

      Delete
  4. Takie wyjście rozrywkowe to jeszcze przede mną i chyba długo przede mną...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Myślisz? Mi jakoś poszło, pewno uda się i Tobie!

      Delete
  5. ooo ale super wyjście! Już rozmyślam o takim, ale to chyba w moim wypadku potrwa. Wszak muszę zdeponować dwójkę dzieci :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Też nam się podobało :) Z dwójką dzieci jest gorzej,w rzeczy samej, no ale przecież takich grzecznych, na pewno jest milion chętnych do zajęcia się nimi, czyż nie?:>

      Delete
  6. Moje wyjscie na wieczór panieński niesttey się nie udało hehe poki wykąpalam małą, nakarmiłam juz mi sie odechciało siebie ogarniac na impreze i poszłam spać :P Czeka mnie wesele w sierpniu więc mam nadzieje że tym razem się uda kolejny panieński i impreza weselna :-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Hehhe, nieźle z tym panieńskim - Towarzysz Mąż by mi na to nei pozwolił i siłą mnie wypchał z domu bo stwierdził że jest to absolutnie konieczne dla mojego zdrowia psychicznego a oni sobie swietnie dadzą radę pod warunkiem że będą mieli zapas jedzenia (a mieli:). I miał rację, wróciłam do M. zakochana jeszcze bardziej w niej na zabój, a myślałam że bardziej się nie da :) Trzymam kciuki za sierpień!

      Delete
  7. Moje wyjścia bez dziecka to H&M/Lindex, ginekolog, dentysta, robota - nie liczą się! :)

    ReplyDelete